7 hours ago
To derby drużyn, które mogą być niezwykle zadowolone ze swojego losu w sobotę, buty piłkarskie męskie kiedy Sunderland podejmie Arsenal na Stadium of Light. Po 10 kolejkach obaj znajdują się w sytuacji, o jakiej nawet nie marzyli, zanim piłka została kopnięta, i wiedzą, że zwycięstwo w tym meczu może ich idealnie przygotować na decydujący moment sezonu w nadchodzących miesiącach.
Dla Arsenalu powodem do optymizmu nie jest tyle pozycja w tabeli – ich szanse na tytuł mistrzowskie były dawno ugruntowane – co stan boiska za nimi. Poobijana i poobijana kontuzjami w ataku, drużyna Mikela Artety wciąż ma sześć punktów przewagi nad drugim miejscem. Wygrana w sobotę powiększy przewagę nad co najmniej jednym z rywali w walce o tytuł, gdyż Manchester City podejmie Liverpool następnego dnia.
Nie ma potrzeby szczegółowego wyjaśniania, dlaczego początek Sunderlandu był tak znakomity. Zajmują czwarte miejsce. Dla większości drużyn, które awansowały, zajęcie 14. miejsca byłoby triumfem na tym etapie sezonu, tym bardziej, że – podobnie jak Regis Le Bris – wyprzedzili nieco harmonogram, uciekając z Championship. Sunderland sprytnie rekrutował po awansie, budując doświadczenie w defensywie, ale większość, w tym ten felieton, podejrzewała, że to jedynie zapewni im zwycięstwo.
Teraz? Cóż, będą musieli znieść lanie w stylu Michaela Spinksa, żeby położyć się na deski. Nawet to może nie wystarczyć. Zobaczmy, co musiałoby się wydarzyć w ciągu kolejnych 28 meczów, żeby Sunderland spadł z ligi, a Arsenal, dlaczego nie, żeby utrzymał się na szczycie.
W 10 meczach Premier League w tym sezonie Arsenal zgromadził 25 punktów, co dało mu znaczną przewagę nad grupą pościgową. Teraz chwyciłem za zegarek Casio (dostępne są również inne marki) i po szczegółowym zbadaniu mogę potwierdzić, że liderzy ligi zdobywają obecnie średnio dwa i pół punktu na mecz. W całym sezonie Arsenal miałby 95 punktów, co było wynikiem zaledwie pięciokrotnym w historii Premier League. Cztery z nich miały miejsce między 2017 a 2020 rokiem, kiedy to Jurgen Klopp i Pep Guardiola toczyli zacięte boje o tytuł mistrza.
Od tego czasu liczba punktów wymagana do zdobycia tytułu mistrza Premier League znacznie spadła. W zeszłym sezonie Liverpool zdobył tytuł, zdobywając zaledwie 84 punkty; tylko dwa razy w tym stuleciu liga wygrała z mniejszym dorobkiem: Manchester United w sezonie 2002/03 (83) i Leicester City w sezonie 2015/16, w którym doszło do wycieku gazu. Arsenal uważałby, że ma duże szanse na zdobycie tytułu, gdyby udało mu się osiągnąć średnią z ostatnich pięciu lat dla pierwszego miejsca. Zaokrąglając do najbliższej liczby całkowitej, wynosi ona 89. To dało im drugie miejsce w sezonie 2023-24 i byłoby o jedno mniej niż klubowy rekord ustanowiony przez Niepokonanych.
Oczywiście Arteta jako pierwszy będzie twierdził, Nike Mercurial Vapor SG że to maraton, a nie sprint. Zapytany w piątek, czy tylko Arsenal może powstrzymać Arsenal przed wygraniem ligi, był jednoznaczny. „Każdy zespół ma potencjał i jestem pewien, że również wiarę, że może to zrobić. Jesteśmy tego w pełni świadomi. Znamy swoje mocne strony, wiemy, co musimy poprawić i po prostu się na tym skupiamy”.
Musiałby jednak przyznać, że Arsenal wydostał się z pułapek z imponującą szybkością. Jeśli tak dalej pójdzie, może nie uda się ich dogonić.
Załóżmy, że Arsenal utrzyma tempo 95 punktów. Dogonienie ich wymagałoby cudu ze strony Manchesteru City, a w jeszcze większym stopniu Liverpoolu. Od tego momentu Misja 95 wymagałaby od City tempa 2,71 punktu na mecz, co w całym sezonie daje 103 punkty.
Innymi słowy, weźmy najskuteczniejszą maszynę do generowania punktów w historii angielskiej piłki nożnej – setników Guardioli z sezonu 2017/18 – i znajdźmy gdzieś kolejne zwycięstwo. Aby zdobyć 76 punktów w 28 meczach, City mogłoby ujść na sucho z dwiema porażkami, jeśli wygra 25 z pozostałych. Wygranie zaledwie 24 wystarczy, by pozostać niepokonanym. Dla Liverpoolu? To będzie 25 zwycięstw, dwa remisy i jedna porażka, nie mówiąc już o różnicy bramek, którą musieliby pokonać.
Dajmy więc szansę grupie pościgowej. Załóżmy, że Arsenal spadnie do poziomu przeciętnego zdobywcy tytułu w latach 2020 i zdobędzie 89 punktów. Nie potrzeba dużego spadku formy, żeby to się stało. Jest całkowicie przewidywalne, że kontuzje Gabriela Magalhaesa, Bukayo Saki i/lub kilku innych mogą sprawić, że drużyna będzie zdobywać 87 punktów w sezonie. Co wtedy? Cóż, zarówno City, jak i Liverpool musiałyby gromadzić punkty przez resztę sezonu, tak jak Arsenal, który obecnie zdobywa 2,5 punktu na mecz.
I tu jest sedno sprawy. Żadna z tych drużyn nie wygląda na to, by miała zacząć grać tak dobrze, jak liderzy ligi. Zarówno City, jak i Liverpool są daleko w tyle za najlepszym w lidze oczekiwanym stosunkiem bramek bez rzutów karnych (npxGD) Kanonierów, wynoszącym 10,22, który w przeliczeniu na mecz plasuje się na równi z drużynami, które zdobyły mistrzostwo w sezonach 2020-21 i 2024-25. Nawiasem mówiąc, te dwie drużyny zakończyły sezon z 86 i 84 punktami, a żeby grupa pościgowa osiągnęła ten poziom, musiałaby osiągnąć tempo 90 punktów.
Po 10 meczach xG jest lepszym prognostykiem przyszłych wyników niż punkty i obecnie żadna z drużyn na drugim (City – 8,78) i trzecim (Liverpool – 4,86) miejscu nie może się równać z liderami ligi. Arsenalowi wystarczy więc utrzymanie obecnych standardów. Pokonanie Sunderlandu sprawi, że wymagania stawiane grupie pościgowej staną się trudniejsze.
Przy tak wysokim bilansie punktowym margines błędu jest znacznie większy. Gdyby Arsenal przegrał dwa kolejne mecze, spadłby z 95 punktów do poniżej 80. Mogą nawet nie być na szczycie tabeli w 12. kolejce. W walce o tytuł w krótkim czasie wiele może pójść nie tak.
Nie dla Sunderlandu. Jeśli chodzi o nich, wiele musi pójść nie tak w wyjątkowo długim okresie, zanim zaryzykują, że ten sezon okaże się rozczarowaniem. Zanim jeszcze piłka padła, Le Bris mówił o drużynie, która „na pewno będzie walczyć”, ale trudne chwile dopiero nadejdą – pięć zwycięstw i trzy remisy w pierwszych dziesięciu meczach ligowych wystarczają na czwarte miejsce. To triumf obrony i organizacji – osiem straconych bramek, lepszy wynik niż tylko Arsenal. Nie jest to jednak całkowicie nie do utrzymania – od początku sezonu 2020/21 tylko 21 drużyn straciło mniej bramek na mecz niż 1,06 Sunderlandu.
Nic dziwnego, że właściciel Kyril Louis-Dreyfus mówi o podejściu do styczniowego okna transferowego „z myślą o miejscu w pierwszej dziesiątce”. Zapytaj kibica Sunderlandu pod koniec lipca o jego cel punktowy na początku sezonu, a wielu prawdopodobnie postawiłoby na 40 punktów, co jest archetypem gwarantującym utrzymanie. Cóż, są już prawie w połowie drogi. Dwadzieścia dwa punkty w 28 meczach to tempo 30 punktów w całym sezonie.
Z drugiej strony, ci z Was, którzy znają Premier League, wiedzą, że minęło sporo czasu, odkąd można było spaść z 40 punktami na koncie, począwszy od West Hamu, który „był zbyt dobry, by spaść” z 42 punktami. Blackpool i Birmingham City spadły w zapadnię z 39 punktami w sezonie 2010/11, ale od tego czasu próg utrzymania się jeszcze bardziej spadł. Średnia z 14 lat od tamtej pory sugerowałaby, że 34 punkty by wystarczyły.
W latach po pandemii COVID-19 często zdarzało się, że liczba punktów w okolicach 20 punktów mogła trzymać Cię w Premier League jak na drożdżach, ale Sunderland niewątpliwie potrzebowałby chwili wytchnienia. Załóżmy, że 33 punkty to punkt, po którym drużyna może spaść z ligi. Jak nieudolny musiałby być Sunderland, żeby spaść do dolnej trójki? A może to coś więcej niż nieumyślna niekompetencja i wkracza w świat jakiejś błędnej wersji Philadelphia 76ers z ery Procesu?
No cóż, nie do końca. Piętnaście punktów w 28 meczach to nieco poniżej 23 punktów w całym sezonie. Jest 10 drużyn, które nie osiągnęły tego pułapu, w tym dwie poprzednie edycje Sunderlandu. Można sobie wyobrazić, że każda drużyna, która awansowała, mogłaby przez długi czas utrzymywać się na poziomie poniżej 20 punktów lub gorszym, bo, cóż, wiele z nich tak właśnie robiło. Oto Sheffield United, Norwich i Ipswich.
Być może jednak istnieje inny sposób spojrzenia na to. Co by było, gdyby coś się zmieniło w Sunderlandzie i stali się jedną z najgorszych drużyn w historii Premier League do końca sezonu? Załóżmy, że zatrudnili Maxa Bialystocka i Leo Blooma na stanowiska dyrektorów sportowych, posadzili na ławce rezerwowych solidnych weteranów, takich jak Granit Xhaka, Reinildo i znakomity Omar Alderete, i zrobiliby z tego wszystkiego prawdziwą awanturę. Krótko mówiąc, załóżmy, że przegraliby Derby County w sezonie 2007/08, haniebny sezon z 11 punktami, tak słaby, że nawet zeszłoroczne Southampton nie było w stanie ich dogonić.
Gdyby Sunderland zdobywał punkty w tempie Derby przez resztę sezonu, zakończyłby sezon z 26 punktami. Zgadnijcie, gdzie by to ich zaprowadziło w sezonie 2024/25?
Dla Arsenalu powodem do optymizmu nie jest tyle pozycja w tabeli – ich szanse na tytuł mistrzowskie były dawno ugruntowane – co stan boiska za nimi. Poobijana i poobijana kontuzjami w ataku, drużyna Mikela Artety wciąż ma sześć punktów przewagi nad drugim miejscem. Wygrana w sobotę powiększy przewagę nad co najmniej jednym z rywali w walce o tytuł, gdyż Manchester City podejmie Liverpool następnego dnia.
Nie ma potrzeby szczegółowego wyjaśniania, dlaczego początek Sunderlandu był tak znakomity. Zajmują czwarte miejsce. Dla większości drużyn, które awansowały, zajęcie 14. miejsca byłoby triumfem na tym etapie sezonu, tym bardziej, że – podobnie jak Regis Le Bris – wyprzedzili nieco harmonogram, uciekając z Championship. Sunderland sprytnie rekrutował po awansie, budując doświadczenie w defensywie, ale większość, w tym ten felieton, podejrzewała, że to jedynie zapewni im zwycięstwo.
Teraz? Cóż, będą musieli znieść lanie w stylu Michaela Spinksa, żeby położyć się na deski. Nawet to może nie wystarczyć. Zobaczmy, co musiałoby się wydarzyć w ciągu kolejnych 28 meczów, żeby Sunderland spadł z ligi, a Arsenal, dlaczego nie, żeby utrzymał się na szczycie.
W 10 meczach Premier League w tym sezonie Arsenal zgromadził 25 punktów, co dało mu znaczną przewagę nad grupą pościgową. Teraz chwyciłem za zegarek Casio (dostępne są również inne marki) i po szczegółowym zbadaniu mogę potwierdzić, że liderzy ligi zdobywają obecnie średnio dwa i pół punktu na mecz. W całym sezonie Arsenal miałby 95 punktów, co było wynikiem zaledwie pięciokrotnym w historii Premier League. Cztery z nich miały miejsce między 2017 a 2020 rokiem, kiedy to Jurgen Klopp i Pep Guardiola toczyli zacięte boje o tytuł mistrza.
Od tego czasu liczba punktów wymagana do zdobycia tytułu mistrza Premier League znacznie spadła. W zeszłym sezonie Liverpool zdobył tytuł, zdobywając zaledwie 84 punkty; tylko dwa razy w tym stuleciu liga wygrała z mniejszym dorobkiem: Manchester United w sezonie 2002/03 (83) i Leicester City w sezonie 2015/16, w którym doszło do wycieku gazu. Arsenal uważałby, że ma duże szanse na zdobycie tytułu, gdyby udało mu się osiągnąć średnią z ostatnich pięciu lat dla pierwszego miejsca. Zaokrąglając do najbliższej liczby całkowitej, wynosi ona 89. To dało im drugie miejsce w sezonie 2023-24 i byłoby o jedno mniej niż klubowy rekord ustanowiony przez Niepokonanych.
Oczywiście Arteta jako pierwszy będzie twierdził, Nike Mercurial Vapor SG że to maraton, a nie sprint. Zapytany w piątek, czy tylko Arsenal może powstrzymać Arsenal przed wygraniem ligi, był jednoznaczny. „Każdy zespół ma potencjał i jestem pewien, że również wiarę, że może to zrobić. Jesteśmy tego w pełni świadomi. Znamy swoje mocne strony, wiemy, co musimy poprawić i po prostu się na tym skupiamy”.
Musiałby jednak przyznać, że Arsenal wydostał się z pułapek z imponującą szybkością. Jeśli tak dalej pójdzie, może nie uda się ich dogonić.
Załóżmy, że Arsenal utrzyma tempo 95 punktów. Dogonienie ich wymagałoby cudu ze strony Manchesteru City, a w jeszcze większym stopniu Liverpoolu. Od tego momentu Misja 95 wymagałaby od City tempa 2,71 punktu na mecz, co w całym sezonie daje 103 punkty.
Innymi słowy, weźmy najskuteczniejszą maszynę do generowania punktów w historii angielskiej piłki nożnej – setników Guardioli z sezonu 2017/18 – i znajdźmy gdzieś kolejne zwycięstwo. Aby zdobyć 76 punktów w 28 meczach, City mogłoby ujść na sucho z dwiema porażkami, jeśli wygra 25 z pozostałych. Wygranie zaledwie 24 wystarczy, by pozostać niepokonanym. Dla Liverpoolu? To będzie 25 zwycięstw, dwa remisy i jedna porażka, nie mówiąc już o różnicy bramek, którą musieliby pokonać.
Dajmy więc szansę grupie pościgowej. Załóżmy, że Arsenal spadnie do poziomu przeciętnego zdobywcy tytułu w latach 2020 i zdobędzie 89 punktów. Nie potrzeba dużego spadku formy, żeby to się stało. Jest całkowicie przewidywalne, że kontuzje Gabriela Magalhaesa, Bukayo Saki i/lub kilku innych mogą sprawić, że drużyna będzie zdobywać 87 punktów w sezonie. Co wtedy? Cóż, zarówno City, jak i Liverpool musiałyby gromadzić punkty przez resztę sezonu, tak jak Arsenal, który obecnie zdobywa 2,5 punktu na mecz.
I tu jest sedno sprawy. Żadna z tych drużyn nie wygląda na to, by miała zacząć grać tak dobrze, jak liderzy ligi. Zarówno City, jak i Liverpool są daleko w tyle za najlepszym w lidze oczekiwanym stosunkiem bramek bez rzutów karnych (npxGD) Kanonierów, wynoszącym 10,22, który w przeliczeniu na mecz plasuje się na równi z drużynami, które zdobyły mistrzostwo w sezonach 2020-21 i 2024-25. Nawiasem mówiąc, te dwie drużyny zakończyły sezon z 86 i 84 punktami, a żeby grupa pościgowa osiągnęła ten poziom, musiałaby osiągnąć tempo 90 punktów.
Po 10 meczach xG jest lepszym prognostykiem przyszłych wyników niż punkty i obecnie żadna z drużyn na drugim (City – 8,78) i trzecim (Liverpool – 4,86) miejscu nie może się równać z liderami ligi. Arsenalowi wystarczy więc utrzymanie obecnych standardów. Pokonanie Sunderlandu sprawi, że wymagania stawiane grupie pościgowej staną się trudniejsze.
Przy tak wysokim bilansie punktowym margines błędu jest znacznie większy. Gdyby Arsenal przegrał dwa kolejne mecze, spadłby z 95 punktów do poniżej 80. Mogą nawet nie być na szczycie tabeli w 12. kolejce. W walce o tytuł w krótkim czasie wiele może pójść nie tak.
Nie dla Sunderlandu. Jeśli chodzi o nich, wiele musi pójść nie tak w wyjątkowo długim okresie, zanim zaryzykują, że ten sezon okaże się rozczarowaniem. Zanim jeszcze piłka padła, Le Bris mówił o drużynie, która „na pewno będzie walczyć”, ale trudne chwile dopiero nadejdą – pięć zwycięstw i trzy remisy w pierwszych dziesięciu meczach ligowych wystarczają na czwarte miejsce. To triumf obrony i organizacji – osiem straconych bramek, lepszy wynik niż tylko Arsenal. Nie jest to jednak całkowicie nie do utrzymania – od początku sezonu 2020/21 tylko 21 drużyn straciło mniej bramek na mecz niż 1,06 Sunderlandu.
Nic dziwnego, że właściciel Kyril Louis-Dreyfus mówi o podejściu do styczniowego okna transferowego „z myślą o miejscu w pierwszej dziesiątce”. Zapytaj kibica Sunderlandu pod koniec lipca o jego cel punktowy na początku sezonu, a wielu prawdopodobnie postawiłoby na 40 punktów, co jest archetypem gwarantującym utrzymanie. Cóż, są już prawie w połowie drogi. Dwadzieścia dwa punkty w 28 meczach to tempo 30 punktów w całym sezonie.
Z drugiej strony, ci z Was, którzy znają Premier League, wiedzą, że minęło sporo czasu, odkąd można było spaść z 40 punktami na koncie, począwszy od West Hamu, który „był zbyt dobry, by spaść” z 42 punktami. Blackpool i Birmingham City spadły w zapadnię z 39 punktami w sezonie 2010/11, ale od tego czasu próg utrzymania się jeszcze bardziej spadł. Średnia z 14 lat od tamtej pory sugerowałaby, że 34 punkty by wystarczyły.
W latach po pandemii COVID-19 często zdarzało się, że liczba punktów w okolicach 20 punktów mogła trzymać Cię w Premier League jak na drożdżach, ale Sunderland niewątpliwie potrzebowałby chwili wytchnienia. Załóżmy, że 33 punkty to punkt, po którym drużyna może spaść z ligi. Jak nieudolny musiałby być Sunderland, żeby spaść do dolnej trójki? A może to coś więcej niż nieumyślna niekompetencja i wkracza w świat jakiejś błędnej wersji Philadelphia 76ers z ery Procesu?
No cóż, nie do końca. Piętnaście punktów w 28 meczach to nieco poniżej 23 punktów w całym sezonie. Jest 10 drużyn, które nie osiągnęły tego pułapu, w tym dwie poprzednie edycje Sunderlandu. Można sobie wyobrazić, że każda drużyna, która awansowała, mogłaby przez długi czas utrzymywać się na poziomie poniżej 20 punktów lub gorszym, bo, cóż, wiele z nich tak właśnie robiło. Oto Sheffield United, Norwich i Ipswich.
Być może jednak istnieje inny sposób spojrzenia na to. Co by było, gdyby coś się zmieniło w Sunderlandzie i stali się jedną z najgorszych drużyn w historii Premier League do końca sezonu? Załóżmy, że zatrudnili Maxa Bialystocka i Leo Blooma na stanowiska dyrektorów sportowych, posadzili na ławce rezerwowych solidnych weteranów, takich jak Granit Xhaka, Reinildo i znakomity Omar Alderete, i zrobiliby z tego wszystkiego prawdziwą awanturę. Krótko mówiąc, załóżmy, że przegraliby Derby County w sezonie 2007/08, haniebny sezon z 11 punktami, tak słaby, że nawet zeszłoroczne Southampton nie było w stanie ich dogonić.
Gdyby Sunderland zdobywał punkty w tempie Derby przez resztę sezonu, zakończyłby sezon z 26 punktami. Zgadnijcie, gdzie by to ich zaprowadziło w sezonie 2024/25?

